BAJKA O „MEIMI”

Posłyszana i spisana przez

F. Held

1

Słyszałem, kiedyś historię o pewnej dziewczynce i zimie. Gdzie ja to słyszałem,
Hmm, gdzie to mogło być…
Zresztą może najpierw opowiem…

2

Polną dróżką zasypaną białym puchem szła mała dziewczynka. Na imię miała Ewa.
Wracała ze szkoły. Nosiła w plecaku swoją kolejna piątkę za wypracowanie. Ale nie była z
tego powodu zbyt szczęśliwą. A na pewno nie tak jakbyśmy przypuszczali.
Dziewczynka kochała zimę, gdyż napełniała ją spokojem, i cały świat wydawał jej się
zatopiony we śnie. Dawało jej to poczucie, że, jak wszystko, zwalniają i jej rodzice, którzy
zabiegani nie zwracali na swoja pociechę, tyle uwagi ile by potrzebowała.
Tak teraz wracała pośród spokojnego świata. Nieco smutna, że nikt nie zechce docenić
jej oceny. Zresztą nie zamierzała się nawet chwalić. A wszystko się wydawałoby się bez
większego znaczenia tego dnia – podobnego do wszystkich przed nim, gdyby nie jeden mały
przypadek.
Jak każdy przypadek, tak i ten miał odmienić nieoczekiwanie losy bohaterki.

3

Drzwi do domu otworzyły się z impetem.
– Ewa, to ty? Co tak późno?
Faktycznie za oknami zrobiło się ciemno.
Dziewczynka szybko zdjęła płaszcz i powiesiła go w korytarzu. Mama coś jeszcze
próbowała powiedzieć, ale Ewa była już na schodach i biegła w górę do swego pokoju.
Doszło jej jeszcze „Umyj ręce! Obiad…”, ale Ewa z drugiej strony drzwi osunęła się na
podłogę swego pokoju. Głowa jej była pełna dziwnych obrazów, słów, zdarzeń. Pękała
omamiona. Co to było – zastanawiała się. Chwileczkę, przecież to się nie mogło wydarzyć
naprawdę. „Muszę sobie to przypomnieć, jeszcze raz, dokładnie.”
– Szłam ze szkoły… szłam ze szkoły… skrzat zasypany po uszy we śniegu? Jak on
mógł się… boże on mówił?! Kupa śniegu mówiła. Mówiła do mnie?! Dobra Ewka, zamknij
się, coś ci się porypało. Zgłupiałaś. Ot, co.
Drzwi otworzyły się i popchnęły dziewczynkę po podłodze. – Co ty robisz na ziemi? Wstawaj. Mówiłam obiad.
– „Jak ja nie cierpię, kiedy to robi” – burzyła się w myślach – Dobrze, już idę.
– Umyłaś te ręce?
– Dobrze, już myję, …mamo… – Mama już tego nie usłyszała, może i dobrze, bo to
nie było, aż tak miłe.
Na dole, kiedy rodzina się zebrała przy stole, tata siedział w głowie, jak zwykle nic nie
mówiąc. Udawał, że je, że mu smakuje. Mama rozpieszczała Pestkę – młodsza siostrę Ewy. A
ta grzebała widelcem w ziemniakach przesuwając miedzy nimi zielona kuleczkę groszku. Czy
to było normalne? I tak nikt nie zwracał na to uwagi.
„Miał takie duże uszy. Pewno bym ich nie zauważyła, gdyby mini nie trząsł…
– Mama! Zakrzyczała Pestka. Ewka bawi się jedzeniem!
– Ewa, jedz, nie po to gotuje.
– Wrrry – dziewczynka zgrzytnęła ząbkami. – Oj!
Chwila konsternacji. Na rączce Ewy znalazła się plomba, która wykruszyła się właśnie
z zęba.
– dobrze ci tak, trzeba było zgrzytać? – I Pestka wystawiła język.
Tata podniósł brwi znad talerza, pytająco. A mama dyryguje.
– jutro pojedziesz z nią do dentysty; – jakby za karę,- i od razu po szkole, kończy o 3.
– Szczerbol, szczerbol – krzyczy Pestka.
– Dziewczyny, spokój! Wybucha tata – jeść.
Ja dziękuję, już się najadłam – pyskuje Ewa, idę na górę, będę się uczyć. Nie
przeszkadzać, proszę.
Reszta rodziny zostaje na dole. Gwiazdą wieczoru znów będzie mały urwis. To nie
miejsce dla mnie – myśli Ewka i zamyka drzwi za sobą.

4

Pewno zastanawiacie się, co takiego jej się przydarzyło, że była cała rozdrażniona? Bo
przecież nie należała do niejadków, wręcz przeciwnie. A już na pewno nie osuwała się na
podłogę, nie słysząc, co się do niej mówiło.
Dobrze, chyba mogę zdradzić wam tę okoliczność. Magiczną, niemagiczną. Zwykła,
niezwykłą. Taką.

5

Kiedy Ewa wracała do domu padał śnieg. Biała kołderką pokryło całą okolicę. Lakę,
wzgórzami oczywiście ścieżkę. Nie było to problemem, dziewczynka znała drogę na pamięć.
Zawsze tędy wracała, odkąd pamięta. Fakt, że jest to dłuższą drogą nie przeszkadzał wcale,
gdyż krótsza oznaczałaby spółkowanie ze smogiem i hałasem miasteczka.
Znała każde drzewo (?), każdy krzak (?)… Tak jej się zdawało, bo tego drzewka sobie
nie przypominała. Może nawet by je ominęła nieświadomie, niczego nie podejrzewając, ale te
nowe zjawisko zaległe pod śniegiem niczym bawołu stało na środku ścieżki. W pierwszej
chwili myślała, że zobaczyła. Ale jak? Nie, niemożliwe.
Zatrzymała się więc przed śniegową górką, by jakoś to sobie wyjaśnić, w zadumie, z
malutkim uśmieszkiem w kąciku ust. Z czapą nasuniętą na uszy, po same oczy. W płaszczyku
po kostki; w wysokich kozaczkach. – Hmmm… rozejrzał się wkoło. Może to czyj skawal. Chłopcy zawsze robili jej
głupie dowcipy. „Kim jesteś?!” – zapytała. W tej samej chwili odrzuciła myśl o kolegach.
Przecież, kto z nich dałby się zasypać śniegiem. „Bałwany ”
I, gdy już miała wyminąć przeszkodę, ta niespodziewanie drgnęła.
– Hę? Zatrzymała się Ewa. Zmrużyła podejrzliwie oczy. Zaczęła się uważnie
przyglądać. Wpatrywała się w skupieniu, choć słońce raziło ją odbiciem. Jej natura była
uparta. Zrazu nic nie dostrzegała. Wahała się czy nie powinna uciekać, wrzeszczeć, czy wręcz
rzucić się na to coś?
„Może to wiatr potrzask tym drzewkiem?” – przeleciało jej przez myśl. Wtedy
dostrzegła dwa sterczące trójkąciki, z prawej i lewej strony, na czubku „tego czegoś”. Potem
oczy. Wielkie, białe, mrugające oczy…
– Aaaa a a !!!!! – wrzasnęła Ewka, aż podskoczyła i upadła na pupę.
– Totalnie mnie przestraszyłeś – powiedziała, otrząsając się ze śniegu. Dobra nie
tłumacz się, mamrotała zezłoszczona. Teraz była cala mokra – podaj mi rękę, i pomóż mi
wstać.
Ewa poczuła jak jest ciągniętą w górę. I już miała nakrzyczeć na owego żartownisia,
gdy spojrzała przed siebie… Unosiła się, czuła że ktoś trzyma jej dłoń. Dałaby przysiąc, ale
nie było przed nią nikogo. Stanęła jak wmurowana. Otworzyła szeroko oczy.
– E, e, e (…), przepraszam, ale… – stękała.
– W porządku – odpowiedział ktoś.
O! nie. Tego za wiele. Można się ukrywać w śniegu. Można ją tak straszyć. Ale być
niewidzialnym i ją podnosić. O, nie! Nie.
– Aaaa a a !!!!! – wrzasnęła znowu i uciekła. Zostawiając ducha za sobą. Nie mam
ochoty na takie żarty – mówiła do siebie, biegnąc do domu.
– Hej! Potrzebuje pomocy. Zgubiłem się… – wołał niewidzialny ktoś, ale
dziewczynka była już daleko…

6

Ojciec wrócił do domu siny. Mama nie dowierzała, temu co jej mówił wcześniej przez
telefon. Znowu ciemno za oknami. Późno. Może zaraz wróci. Ale dlaczego… tylko Pestka nie
rozumiała nic, usiadł na kanapie i oglądała szklany ekran tv.
Te kilka kropel łez – to nieliczny dowód uczucia, jakie dążył Ewę – pomyślał ojciec.
Mama z kuchni dzwoniła na policję, słuchając jedynie drzwi, nieotwierających się drzwi.

7

Po obiedzie Ewa już nie zeszła na dół na kolacje. Oznajmiła mamie, że ma dużo
zadane i nie jest głodna. Sama nie wiedziała, po co kłamie, ale tylko w samotności wydawało
jej się, że uratuje się od zwariowania. Była osoba, która twardo stoi na nogach i dokładnie
wie, co się z nią i światem wokół dzieje, zupełnie, jak gdyby sama spisała przed wiekami jego
reguły. Siedziała pochylona nad zeszytami i wodząc niemo po literkach myślała, czy jeszcze
kiedyś wpadnie na to niewidzialne coś. To, ze mogło jej się to tylko wydawać… już sama nie
wie, co jest rzeczywiste, a co tylko złudzeniem. 8

Noc już stała wysoko. Ewa wyglądała przez okno spoglądając na prusacy śnieg. W
kącikach ust malował jej się uśmiech. Podobało jej się. Lecz pora była by się kłaść spać.
Łóżko dawno pościeliła. Przebrała się w pidżamę i umyła ząbki.
Czekała jedynie by powieki, tak jak płatki śniegu poczęły powoli opadać na oczy.
Lubiła kłaść się spać, gdy czuła, że sen jest tuż obok.
Zasłoniła okno. Wskoczyła do łóżka. Nakryła się kołderką. Zmrużyła oczy. Już prawie
zapomniała o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Jeszcze tylko drobna myśl przemknęła jej po
głowie, i to byłby na tyle. Nie chciał przyznać się, nawet przed samą sobą, że coś się jej
przytrafiło.
W pokoju była kompletna cisza. Malutki zegarek na biurku tykał miarowo, prawie
bezdźwięcznie. Ewa leżała już wygodnie; sięgnęła ręką w kierunku światła. Pstryk. I stało się
ciemno. Z początku zupełnie, lecz po chwili rozjaśniało się. Przez okna wlatywało światło
śnieżnej nocy.
– Śpisz? W pokoju rozległ się niespodziewanie czyjś głos. Ewa otworzyła szeroko
oczy. Rozejrzała się; nikogo nie było. Odsapnęła i ułożyła się ponownie.
– Słuchaj – powtórzył głos – możesz mi pomóc?
Teraz jej buzia była szeroko otwarta – szukała wyrazu. Podniosła się i usidlana łóżku.
Podkuliła nogi i otuliła się całą bezpiecznie kołdrą.
– Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – powiedziała gorączkowo dziewczynka.
– Spotkaliśmy się już wcześniej. Pamiętasz? Tam, na polanie.
– To ty? Po co tu przylazłeś?
– Zabłądziłem. Szukam Śniegu. Muszę szybko przynieść Go do mej krainy.
– Śniegu – zdziwiła się Ewa.
– Tak, waga życia i śmierci. Wydawało mi się, że już dawno powinienem być na
miejscu. I szukać drogi powrotem do domu. Tylko…
– Tylko, ty nawet nie wiesz, co to jest śnieg.
– Nie…
– … ani nawet jak wygląda.
– Nie zapalaj światła. Ewa właśnie sięgała w kierunku nocnej lampki. Nie było to
komfortowe – przyjmować po nocy gościa, obcego, niewidzialnego…
– Ty jesteś niewidzialny!! Wytknęła. Przyznaj się. Ja nie mam zamiaru być wariatką.
– Tak, przecież mam misje specjalna. Nie mogę podróżować po świecie ot tak sobie.
Nasza kraina jest magiczna…
– Magiczna? – pomyślała.
– To co z tym Śniegiem?
– Słuchaj, głuptasie, to co cię dziś rano przykryło, jak i całą polanę, na której mnie
spotkałeś, to, to był właśnie śnieg.
– Nie!! – zdziwił się niewidzialny, aż się zapowietrzył.
– Taa!! – śmiała się Ewa.
Była wstanie zobaczyć wklęsłość na jej łóżku. Stąd wnioskowała, że gość usiadł sobie
koło niej.
– Słuchaj kolego. Jeśli już teraz wiesz, co i jak, to możesz uprzejmie zejść z mojego
łóżka i iść sobie na dwór. Zabrać sobie śniegu i wracać z wypełnioną misją do domu?
– Tak – ucieszył się. A ja szedłem w tym białym czymś już od tygodnia. Wydaje się,
jakbym musiał dopiero poznać Ciebie, żeby odnaleźć Śnieg. To się Król ucieszy!
– Ano.
– A może Ty chcesz pójść ze mną? Przedstawię Cię na audiencji u Króla. Będziesz
gościem honorowym domu. Musimy Ci, jakoś zadość uczynić. – Dobrze, dobrze, ale teraz już sobie pójdź, i zostaw mnie samą.
Miejsce w łóżku uniosło się; niewidzialny ktoś wychodził.
– Jutro będę czekał na Ciebie. Na tej białej polanie, co dziś. Bądź!
I znów nastała cisza. A Ewa już zupełnie nie wiedziała.

9

– Gdzie byłaś? Ja, z ojcem wychodziliśmy z siebie! Czy ty nie masz rozumu, dziecko?
– Byłam w bibliotece, uczyłam się… – odparła sucho dziewczynka.
– Dzwoniliśmy, dzwoniliśmy – zacięła się wściekle mama – cały dzień. Nie mogłaś
odebrać?
– Miałam wyłączony dźwięk, byłam w bibliotece. Nie sądziłam, że będziecie się
martwic, o mnie :/ . Nigdy się nie martwicie.
– No to w końcu mogłaś nas powiadomić.
– Po co? Zdziwiła się Ewa.
Ojciec tego już nie wytrzymał.
– Marsz na górę! Masz szlaban do końca życia!!

10

To wszystko chyba przyśniło mi się…

podziel się!
pokaż
ukryj