Jutrzenko różanostopa! Ty jedna
dajesz mi, co trzeba:
Pierś pramatki, co karmi manną
wprost z nieba,
Łono, co staje się początkiem
plejadom Abrahama,
Krążąc, dzieli się informacją
życia; krew nasza przelana…
Uda, po których wspinam się,
jak po Gobi wydmach,
Szmaragdy oczu, by przejrzeć
się, jak w Wersalu lustrach.
Usnęła. Jej ciało kuszące,
łagodne, unosi się i opada…
Obcuję z Boginią, która
dotykiem skrzydła do lotu mi składa.
Puchem swym okrywam Ją, gdy
usta zagryza – naga.
Śpi, a we śnie walczy o
przyszłość Ziemi, w której
spoczywa.
Pod drzewem Cedru odbieram
Jej zmysłami zmysły…
Siedem czar ciała, jak aksamit
zorzy polarnej błyszczy…