M. W.

Nie wspomnę już…

tych słów przeplatanych
turkotem kół statku
błękitem tulonego
wędrówek z obrazu złodziejem
w blaszanej skrzyneczce
z magicznym numerem

snu opatrzonego bukszpanowym

uśmiechem, gdzie
tylko nie spojrzeć
gdym to chciał święcić Twe
ziemskie imię
i oczy i usta
Twych delikatnych palcy, co
pod najmniejszym
tylko dotykiem, jak
pąki róż pękać
poczynały

nie jestem już w stanie
popatrzeć przed
siebie, by Ciebie
tam pamięć ma
na myśl nie
przywołała.

twardych wyrazów siłą
wyrwanych
z gardła, jak psu
kości mnie pod nogi
rzuconych, niechrzczonych
pierwszych zachłystów
wspólnym
powietrzem
dzielenia bliskości oddechów
i chcących niechcących
dotyków
i wszystkich, tych słodkich,
wspaniałych rzeczy
jakimi młody człowiek
zakochan’ po uszy
jest w stanie się upić i
excytować
siedząc w parku i sącząc zimne
piwko z kolegami z dzieciństwa

przepraszam jedynie…
nie jestem już w stanie…

podziel się!
pokaż
ukryj