UWIEDZENIE BEJKER’A

„UWIEDZENIE BEJKER’A”

Czyli

sztuka bydła w aktach bardzo nagich.

Michał Michałkiewicz

Podziękowania:

Weronika Jędrzejak

Akt I

SCENA I

Czas: chwila obecna i nigdy później, i nigdy wcześniej. Zachód słońca. Most łączący 2wa klify, pod nim przepaść. Wiatr wieje ze strony na drugą stronę. Most jest, a na nim stoi dwóch, chyba ludzi.

I chyba ludź:

-Polej no, ino chyżo, truskawka musi być podlewana. Bo topić smutki trzeba mieć gdzie i kiedy. Polej no ino chyżo, polej no , polej.

II chyba ludź :

-Mówię ci…

(polewając do złotych czasz)

-proszę mi nie przerywać? O! już jest dobrze, znów,,,. pożywne to dzieło, a kordiał pij do uka-du-ka

pij do cna, niechaj i ciebie demony wypieszczą

I chyba ludź:

-Piję

(pije)

-piję i piję

II chyba ludź:

-a?…słyszałeś przerwał!

I chyba ludź:

(do IIchyba ludź)

-nie przerywaj. Ja tu monolog sadzę, a ty mi przerywasz, nie przerywaj. Ino chyżo polewaj.

II chyba ludź:

(polał)

-ale kiedy mi we łbie huczy.,,,,

(wyciąga róg nie złoty i nie bawoli

jeno wyciąga swój i powoli.)

-w dodatku rymuje,

ach ja chyba zwariuje

(przechyla czarę i dmie)

I chyba ludź:

-A więc jest coś, jednak gdzie i co, a więc ja jestem czy nie, skoro patrzę to widzę, skoro słucham to słyszę, ale miłość musi być bo inaczej wszystko diabli wezmą

(ni stąd, lecz zowąd, powiem Wam, że z Domum Piekhellem  pojawiła się horda Demonów Miłości, w czerwonych pieluchach, ze skrzydełkami postrzępionymi, na dywanie)

II chyba ludź:

-A co to, a dywan, a jak, a skąd, a stamtąd, a oni, a my, kto są prawdą, a kto jesteś Ty?

(wskazując na Ciebie)

Horda Demonów Miłości:

-Milcz, bo milczeć ci nakazuję, milcz, psie bo zginiesz jak i tamci żywi są umarli,

(do Ichyba ludź:)

-Poeta to cud narodu, gorzej, gdy pisać nie może, pisz, pisz długo i szybko, sprawnie, pisz, pisz.

I chyba ludź:

-nic…

(już nie pierwszy, ale Poeta)

-nic za prawdę powiadam

nic nie ma prócz miłości

Horda Demonów Miłości:

-Poeto ty będziesz poetą, a on to przyjaciel twój. Przyjacielem Poety będzie zowion

bo widzisz Poeto

(po-pijając krwią z kielicha swego)

-musisz mieć o czym pisać. Wywołaj , wzburza, stwórz, twórz rewoltę, dużą, ogromną, liczy się teraz to co się liczy nie liczy się to co się nie liczy. Bo teraz tylko natchnienie, a natchnienie to ona wojna’poezja.

(po czym wszyscy zniknęli w puffaniu puffnym, a puffanie następuje w kolejności:)

Poeta:

-Puff

Przyjaciel Poety:

-Puff

Horda Demonów Miłości :

-Puff,Puff  fyf  uff…ciuch, ciuch, tu tu tu tu, uu  u.

( i odjechali)

SCENA II

Piekarnia piekarzyny co zwany jest Pieką’ Bejkerem przez tych co go znają i co to go nie znają też. Piekarnia pełna jest piekarnianych rzeczy. Będzie gdzieś z północ, a może i później, nie wiem zegary stanęły z przerażenia.

Czeladnik III:

-no to dowidzenia, do jutra!!

Pieka’:

-ta-k, tak Czeladniku III (?)

(ze znacznym zdziwieniem na III)

-idź już do domu, jam ci to przez Pana darem wypiekania błogosławion, to ty idź, ja się ostanę, by pracy mej dopilnować

Czeladnik II:

-chodź III, I już dawno wybył. Chodź, a może jeszcze po drodze jakieś kobiety spotkamy i napijemy się. Będzie nam raźniej

Pieka’:

-Idźcie czeladnicy, a i za moje grzechy kordiału skosztujcie, co by mi Pan je odpuścił. Dobranoc, i szczęść Boże…

(wyszli i tylko trzask drzwi, resztki słów niedokończonych i dzwonienie dzwoneczka dzwoniącego nad progiem zostały się ze starym Bejkerem)

Bejker:

-ach, nie ma co czasu tracić, gdy Pan tak szczodrze mnie zdrowiem obdarzył. Wstanę i co może ciasto zrobię na jutro, co by czeladziom lepiej, a nie ciężej było. W końcu, jak zawsze będą mieli z kim ten piękny dzień zachować w imię Pana, ach gdybym i ja tak mógł…

Głos:

-Ależ możesz.

Bejker:

-Kto, gdzie, jak

Głos:

-To ja…

Bejker:

(przerwawszy)

-uważaj, bo może i starym człekiem,

(naprawdę koło 40 miał, ino już zapomniał ze smutku, co to go, ale o tym zaraz…)

-ale jeśli Pan dopomoże i siłą mnie błogosławi, to czorcie lepiej abyś nie był czortem, no pokaż się, no wyłaź w imię Boże

Głos:

-W imię Elyasha jestem!

(jest)

Bejker:

-No tak, skoro w imię…

(mdleje na długo, na długość przerywa nagie i niepostrzeżone pojawienie się Genius’a Cezarus’a)

Genius Cezarus:

-bo geniusz ukryty jest w prostocie.

(wychodzi)

-bo geniusz ukryty jest…

(wyszedł niepostrzeżenie jak ówcześnie)

Bejker:

(z omdlenia budząc się)

-uch…

aa…

pejn

i fil pejn in maj brejn

(krótkie spojrzenie na osobę głosu, znów mdleje)

Głos:

-Hej, zbudź się dziadu, jestem aniołem i nie zrobię ci krzywdy

Bejker:

(udając już omdlenie

do siebie)

-ach czy miałbym uwierzyć tej oto istocie co się tu przede mną objawia, Nie, nie powinienem, ale skoro to Pan mnie w jego istocie dotyka i skoro to Pan mnie obrał, mnie biednego poczciwego piekarzyne…

Głos:

( do siebie)

-Mam nadzieję, że dziadek nie obrócił się na tamten świat. Jest mi potrzebny.

(do dziadka)

-hej, zbudź się, twój Pan mnie zsyła, jestem Aniołem Śmierci, mam posłannictwo, nie każ mi czekać

Bejker

(udając, jak co nie mało poważny aktor, budzi się)

-Kim, żeś jest

Głos w osobie już anielej:

-Anioł Śmierci do usług.

Pan przysyła, by dać ci nagrodę, więc…

(siadając przy piecu na taboreciku, skrzydła w tył zakasając.)

-słuchaj ostrożnie każdego słowa, bo w tobie ma być chwała i wyzwolenie, bo ty masz być namaszczonym. Dziadku bacz na każde swoje słowo i na czyny, gdyż o tobie świadczyć będą sludzy Pana, czekaj, słuchaj i patrzaj, a ucz się i nauk pożądaj. Bo nie znaszli ni dnia ni godziny.

(znikając)

-czekaj słów i waż je między zwrotami, a wersy same ułożą się w prawdę…

(zniknął)

Bejker:

-Zniknął, równie jak się pojawił tajemniczo, sam nie wiem, co o tym sądzić, czyżby Pan mnie swym namiestnikiem chce uczynić, ale do jakich celów? Już sam nie wiem, co się dzieje, co prawdą a co snem. Wszak zielono mi nie było jak Józiowi, co się stało, gdzie ja jestem, przecież ja tylko zwykłym piekarzyną jestem, czemu to Pan mnie swym palcem dotyka, o ile to On, a nie inne siły. To teraz ci sam zgłupiał, lepiej zapomnnę o tym i czym prędzej masy narobię. Praca podstawą mej egzystencji dusza musi się wszak wyczyścić poprzez dobry-wysiłek.

SCENA III

Scena III jest w tym samym miejscu co inna scena, lecz jest też inną sceną i różną od tamtej, choć tej samej, i choć tą samą nie jest, bo scena może być raz, a jak jest drugi to już inna, choć ta sama. W każdym bądź razie Most stoi!!!!!.

Duch Żony Bejker’a:

-Czyż mam inne wyjście, jak słuchać innych swoich, co to każdy z nich mi obcy? Nie, a prawda musi się dopełnić

Chmara Żywych Duchów:

-Podążajmy przodem, drogę czyśćmy, śladem Poety do świata jego. Wprawdzie prawda musi się dopełnić. Żona męża swego ma uwieść. musi pożądanie jego wyzwolić, bo przez miłość oni chcą zło wydobyć, zabawa, teatr,  marionetki – ludzkość, czy coś jak to, nam myśleć nie dane, nam słuchać. gdy myśleliśmy to umarliśmy, choć żyjemy, bo idziemy.

(do Ducha Żony Bejker’a)

-a ty chodź niewiasto naszym tropem, póki jeszcze ciepłem świata ten emanuje. Wkrótce wszyscy na zatracenie pójdą, chwalcie Ich, bo Oni wielcy co chcą to czynią, a teraz chodź prawda się musi dopełnić

Most:

-Jestem po to by łączyć, a jeno dzielę. A teraz jeszcze przeze mnie szczury przeszłości ciągną swą padlinę, by wzbogacić swe grzechy i innych grzechami napchać.

Gdybym coś mógł, ale jeno dzielę.

Chmara Żywych Duchów:

-Wykreujmy bohatera

Rewolucja jest potrzebna

Wojna ewolucję wspiera…

(wchodzi Morderca z opaską na oczach, i swym słowem brzydkim, a również drastycznym przerywa)

Morderca:

-Cholera, cholera, bohatera, bohatera

Bijcie się, mordobicie, pysk, w pysk

Cholera, wojna ewolucję wspiera.

(w odpowiedzi na te wrzaski, bo Morderca krzyczy wchodzi Genius Cezarus, wraz z Kuzynem)

Genius Cezarus:

-Bo geniusz ukryty jest w prostocie

Bo prostotą jest geniusz. No, Kuzyn powiedz im!

Kuzyn:

(stoi i nic nie mówi, ale żeby nikt nie myślał, że Kuzyn pokazuje tak swą prostotę:)

Wszyscy bez Kuzyna:

-Och, jakiż z niego prymityw, on tu grać nie może, jego rola nie ma sensu

Morderca:

(wyciąga swe palce na kształt pistoletu i strzela)

-piff paff, już nie żyjesz

Chmara Żywych Duchów:

-Wojna ewolucję wspiera, wykreujmy bohatera. Do Ertii trza żyć i bić.

(wszyscy wychodzą ze sceny III, jedynie ciało Kuzyna leży samo, na co wpadają dwaj z obsługi technicznej)

Henio:

-Józio, popatrz trup. i aktory kiepskie życie mają…

Józio:

(trzymając lampę)

-no, bierz go ino za giry, teatr lalek dalej musi grac, tu nie ma miejsca na współczucie, egoizm najwyższą wartością.

(biorą go za giry i ściągają ze sceny III).

SCENA IV

I znów dom piekarza Pieki Bejker’a, który jednocześnie miejscem pracy jego jest. Lecz wcześniej przed tym owym ceglanym budynkiem akcja zacznie się. Wkoło ciemno, jedynie światło z małego okna bije. Uwaga bo okno może wybić.

(nagle ni stąd ani nawet zowąd, puffanie znajome się roznosi)

Poeta:

-puff

Przyjaciel Poety:

-puff

Horda Demonów Miłości :

-uf.

No, to wylądowaliśmy. Tu was zostawiamy, jeno przeklinamy na wasze świętości i na poezję, nie słuchajcie Aniołów, one są złe. Cóż, ze my skrzydełka mamy trochę nadszarpnięte i te pieluchy u pasa. Cóż, że twarze nasze brzydkie, złe… dobre  serca mamy, to się liczy. No, a teraz pa, trza nam iść, by nas razem nie widziano

(zniknął)

-pufffff…

Poeta:

-Widziałeś to mój przyjacielu?

Przyjaciel Poety:

-Ano widzieć, widziałem, ale co widziałem, to nie widziałem

Poeta:

(krzycząc)

-Poezjo, tyś mi darowana

Poezjo, jam ci darowany

Poezjo, gdzie jesteś

Poezjo, ja kocham Cię

Słyszysz?

Kocham Cię?

Poezjo…

(Coraz ciszej, i trochę jakoby ze żalem)

-Poezjo, gdzieś ty

Poezjo

Nie słuchasz mnie

Nie widzisz mnie

Ja pragnę Cię…

Przyjaciel Poety:

-Ty, nie maż się, tam jakieś światło widać, chodź ogrzejemy się, no chodź, bo iść trzeba, życie dalej musi iść.

Poeta:

(ze smutkiem)

-Ona mnie potrzebuje, ona mnie

Ona mnie miłuje

Muszę znaleźć ją

(do Przyjaciela swego)

-Ty nie rozumiesz

Ty rozumieć nie możesz

Tobie to nie jest przeznaczone

By rozumieć miłość i poezję

(coraz wolniej)

-Ja…

Już…

Już będzie…

Tak! Już będzie z 3”

Z 3” biliony gwiazd i

Uścisków i

Uśmiechów

Temu

Byłem z nią

Pieściłem ją…

Ty wiesz

Mój drogi przyjacielu

Ona dwie siostry ma

A trzecią w kieszeni

Imię trzeciej znasz

Marta, a może jeszcze smutniej…

(Przyjaciel Poety wraz z Poetą podchodzą do drzwi)

Poeta:

-Ach…

Przyjaciel Poety:

-Poczekaj chwilę, zapukam, może ktoś otworzy?

(stuka w drzwi drewniane z napisem:

czynne od  do

we święta nie od  do,

                 ale od  do).

-Jeszcze przyjdzie nam zawładnąć sercami tych co żyją, bo pamiętaj me słowa: jest tylko tu i teraz i nigdzie indziej, musimy walczyć o swoje, nie możemy gnić, trza nam żyć

(otwierają się drzwi)

Pieka Bejker:

-Słucham?

Przyjaciel Poety:

(skrywając za plecami Poetę)

-Szczęść Boże, drogi gospodarzu. Powiedz czy?

Nie znalazło-by się miejsce, dla dwóch podróżników

Bejker:

(ocierając ręce z mąki)

-Szczęść Boże, ależ oczywiście.

Panowie z daleka?

(wszyscy wchodzą Poeta siada na taborecie

co to wcześniej Anioł siedzieć miał)

Przyjaciel Poety:

-Tak z daleka, a innego kraju, albo jeszcze dalej

(siada przy stole)

-Ja zowion jestem Przyjacielem Poety, a on to Poeta, trochę smutny, ale cóż smucić się każdy może, choć przyznać muszę, że przyjdzie jeszcze taki czas, że sława do drzwi walić będzie…

Bejker:

-Jeśli panowie raczą wybaczyć, skoczę po coś do picia i jaką strawę,

Bardzo rad jestem, gdyż nie co dzień Pan gośćmi mnie obdarza.

(wychodzi)

-nie-długo wrócę…

(wyszedł)

Przyjaciel Poety:

-Miły człek, tak miły

Heij ty od srebrnej truskaweczki, nie smuć się

Będzie dobrze

Poeta:

-Będzie czy nie?

Nie nam dane jest o tym wiedzieć

Pamiętam swego czasu

Kiedy jeszcze był czas

Czas stał w miejscu

Przy mnie

Miałem jej imię

I trzy razy je wypowiadałem

Trzy przeklęte razy

A teraz

Nie mogę

Ani razu

Bo język mnie wypala od razu

Wiesz,

Bo wiesz

3” razy widziałem jej twarz

(wstaje i podchodzi do okna, a na jego miejscu siada Przyjaciel Poety)

3” razy w oczy spoglądałem

a teraz nawet

nie wiem

jakiego koloru usta

a jakiego ciało jej było

czy nawet jeszcze jest

ach te jej siostry

3” przeklęte czarownice

strażniczki złotego wrzeciona

złotego żarna,

cóż, ze mnie za poeta, skoro poezja

mnie wyśmiała na oczach mojego stwórcy.

Gdybym był tobą zapomniał bym

Ale skoro ciągle jestem sobą nie mogę

Jedynie jej zamazany obraz

Wali się po głowie.

Co zrobić, by ją odzyskać

Co, skoro pisać o czym nie ma

Oni pisać, pisać

Pisać długo każą

Nakazują,

Lecz czym?

Trzeba mieć

(coraz bardziej stanowczo i głośniej, wciąż patrząc przez okno, zaciskając pięści)

-o czym pisać

trzeba rebelię

tak trzeba będzie jej pomóc

powstać, dawno nie było o niej

dawno jej nie widzieliśmy

trzeba rewoltę

buntu, buntu

rewolucja jest potrzebna

wykreuję bohatera

Nie będzie mi tu

Żadna siostra

Poezji buntować przeciw mnie

To ja ją tu! kontre im postawię

Nikt tu ze mnie

Pośmiewiska robić nie będzie

Nikt.

Powiadam nikt!!!

(wchodzi Pieka z dzbanem przedniego wina i z chlebem)

Bejker:

-Wybaczcie jeszcze na moment, przyniosę jeszcze smalec.

(wychodzi, panowie mu wybaczają, a on przychodzi)

Bejker:

-Oto i smalec, przepisu mej ukochanej św. Pamięci małżonki, szkoda, że Pan ją ta wcześnie do siebie przywołał, szkoda.

(po czym wszyscy trzej, siadają przy stole i przystępują do spożywania, następuje między nimi normalny dialog, mało chyba ważny, bo ważniejsze, to co dziać się będzie znów przed chatą Pieki Bejker’a, bo tam…)

Chmara Żywych Duchów:

-Cicho, ciszej tam, no do kogo mówimy

Cii

(rozglądając się:)

-cha! to świat, jakby z przeszłości, to chyba tu, tak to najbardziej tu, pamiętamy to powietrze, pachnie tu, jak pachniało w przeszłości.

Duchy Żony Bejker’a:

-No, proszę państwa i was Drodzy wszak to Ertia jest, co? Ziemi swej nie poznajecie…

Ale co to…

(podchodzi do okna)

-ależ to on

(zagląda przez nie)

-to przecież mój najdroższy, to jemu przez Pana ofiarowana była, a teraz czas przyszedł by to on mi się oddał

heij, wy tam…

(do chmary się zwracając, jednakoże wciąż patrząc przez okienko)

-…wpuśćcie mnie do środka, no pozwólcie mi wejść i popatrzeć z bliska, pozwólcie mi znów poczuć woń jego ciała i chleba, co to go do cna już dawno przelazł. Proszę was, pozwólcie.

Chmara Żywych Duchów:

-Hej, ty tam…

(otaczając Ducha Żony Bejker’a)

-…wpuścimy cię do środka, lecz obyś nie zapomniała co nas tu sprowadza, obyś ty w nim na powrót ukojenia szukać nie chciała, bo biada z nami, a jaszcze większa z tobą. Wejdź, a ino tylko się ukaż, albo odezwij, nigdzie się przed naszym gniewem nie skryjesz, wszędzie cię dopadniemy, no idź…drzwi otwarte są

my tu zostańmy i popilnujmy, co by nikt zły lub dobry się nie przypałętał…

no idź, idźże

(Duch Żony Bejkera podchodzi do drzwi, otwiera je i wchodzi, nagle dźwięk dzwoneczka owego rozbiega się po całej izbie, Duch Żony Bejkera przerażony wpada do środka i chowa się w kącie)

Bejker:

-Co jest do czarta, czyżby znów jacyś podróżnicy?

Ach…wstanę i sprawdzę,

Wy panowie siedźcie sobie wygodnie

(wstał i podszedł do drzwi; wyjrzał, lecz nikogo nie zobaczył, zamknął więc je i takimi słowy skomentować raczył:)

-ano, będzie pewnie wiatr mocny, albo duchy, czy Anieli jakie, bo same by się nie ruszyły.

Przyjaciel Poety:

-Jacy to anieli, o kim to wasz-moćś mówi?

Pieka:

-a o tym co to tu u mnie z racji Pana był

i jakimś zadaniem obdarzył…

Przyjaciel Poety:

(popijając wina)

-jakie zadanie, jaki znów anioł?

Pieka:

-ee…sam bym chciał to znać, Pan mnie inteligencją inteligenta nie błogosławił, tylko mą pracą, skąd sam mam wiedzieć, skoro nikt mi nie wyjawił tego.

Ach panowie, nie mówmy już o tym, bo nie dane jest mi o tym gważyć.

Przyjaciel Poety:

-A i my o to pytać nie będziem bo nie dane nam jest wiedzieć

(tera piją wszyscy, toasty wznosząc, raz po raz… mija tak jakiś czas, a co w między czsie…)

Duch Żony Bejker’a:

-Ach nie dobrze, a… a może i dobrze, bo zdaje mi się, że ktoś mnie już uprzedził na zapowiedzi będąc, lecz kto czerwone prusaki czy moi panowie, władcy wszelkiego stworzenia? Trzeba będzie się tego dowiedzieć… wszystko w swoim czasie. Przeciez wszystko ma swój czas i dla każdego także miejsce wyznaczone z góry.

(…)

“co było dalej nigdy się nie dowiesz

zanim słów owych nie wypowiesz”

Akt II

SCENA I

Wygląd sceny jest nieistotny, przede wszystkim musi być przestrzeń.

Córka Syna Ojca Swego:

 (bawiąc się balonem)

-tra la la

ha cha acha loj loj

Morderca:

 (z ukrycia)

-Psss…

Dzieweczynko chodź, coś ci pokaże…

Córka Syna Ojca Swego:

-Tatuś nie kazał mnie rozmawiać z obcymi

Morderca:

-Jaki ja tam obcy.

Stefan, Stefan jestem, a ty?

Córka Syna Ojca Swego:

-Nie wiem

Morderca:

-Jak to nie wiesz, nie masz imienia, no widzisz dziecko co oni z tobą zrobili zabrali ci osobowość, to tak jakby nie kazali ci bawić się balonikiem, oni są źli nie słuchaj ich, chodź, coś ci pokażę…

Chodź.

Chcesz damy ci jakieś imię

Córka Syna Ojca Swego:
tat? A ładnę

Morderca:
och, najpiękniejsze np. Wiktoryja

Ładne co?

Córka Syna Ojca Swego:

-Tat. Łatnie, barco łatnie

Morderca:
No to chodź Wiktoryjo

(zniknęli)

(wchodzi Syn Ojca Swego)

Syn Ojca Swego:

-A co to, gdzie moja córeczka, gdzie moje małe kochanie?

(popada w rozpacz, wcale tego nie pokazując, popada)

-ooo popadłem w rozpacz,

dlaczego, dlaczego!!!??.

Kto mi to zrobił?

(cisza)

,-,,,,,,,, chyba wiem, jak przed laty stracił’ żonę teraz córkę mi porywa.

(klęka z rękami wyciągniętymi ku górze)

-Wichrze wiej, porywaj, chroń, na niebieskich wodach płyń, zstąp na Ertię, błagam cię. Przybądź dzisiaj na ratunek, jak to raz już uczyniłeś.

Przyjdź!! Przyjdź!! Przyjdź!!

Wicher:

-Ee? To pan przeklinał?

Syn Ojca Swego:

-Nie ja nie

Wicher:

-Czy aby na pewno?

Syn Ojca Swego:
No tak, przecież chyba bym wiedział. Nikogo nie przeklinałem.

Genius Cezarus:

 (wchodzi)

-Bo geniusz w prostocie leży

A kto przeklina niechaj się przyzna.

(wychodzi)

Syn Ojca Swego:
Nie, to nie ja, naprawdę

Kogut:

-Kuku ryku!

Ku ku ryku!

Ku kuryku!

Morderca i Żona jego:

-Ha ha ,,,,,,,,!!!

SCENA II

To samo tyle że dalej

Rewolucja:

(wchodzi w mundurze)

-Dzień dobry, kto zamawiał rewoludję?,

No kto?

Ach tak

(widząc brak entuzjazmu)

(ach tak- odpowiedział brak entuzjazmu!)

-nikt nic nie mówi, co to Konspiracja,

co? Co może kontrrewolta?, że niby jak

jak nas nie było, z czym na lud, jak ludu nie ma.

(obrażony)

-dobra,

dobra, tak?

Zobaczymy, jak wy tak, to my tak!

Józio i Henio:

(wchodząc)

-No było trzy razy tak no to do roboty, ale już,

(wykopując rewolucję)

Henio:

(do Józia)

-No co za tupet. Dosyć że aktorzy umierają, scenarzysta włada drętwyn językiem, to jeszcze mi będzie co ta Rewolucja insynuawała. phi.

Chodź Józek na ogóreczki.

(wyszli)

SCENA III

Wbrew wszystkiemu scena nie miała być zbiorowa, a dziać się może wszędzie np. poza planem. W tle widać rekwizyta sceniczne.

Rewolucja:

-To skandal, to granda, gdzie tu przesłanie, gdzie tu dramat, dialogi, a co za tandetne dekoracje? To skandal, ja protestuję, dość.

Syn Ojca Swego:

(przerywając)

-Hej, tego nie było w scenariuszu, co gorsza tego nie ma w scenariuszu.

Rewolucja:

-Pan spojrzy na mą twarz, cała w sińcach, tego też nie maiło tu być ,a jest i co?

Syn Ojca Swego:

-No dobrze, przyznaję, ma Pan sińce, ale czy ktoś z obecnych widział, że ktoś to Panu zrobił? Bo może to sam Pan, lub też zbirów wynajął, a teraz chce tu bunt szerzyć. Drogi Panie to, to jest właśnie skandal.

Wicher:

-Tak ,,,,,,,,, nie możemy zachowywać się niemądrze, trzeba nam pomyśleć.

Morderca:

(na boku do Wichra)

-ty, pssyt, pssyt

(Wicher obraca się)

-Ty mały chcesz balonik?

Co, chcesz?

(Wicher kiwa głową, że tak, z góry na dół i z dołu w górę)

-To chodź dam ci, ale musisz bawić się gdzie indziej, chodź…

a! i weź tą małą

(wskazując na Córkę Syna Ojca Swego)

-ze sobą

(Wicher razem z Córką Syna Ojca Swego wychodzą bawiąc się balonikiem)

-No a teraz tatuś

(do siebie mówiąc powiedział właśnie to co przed chwilą mówił)

(Podchodzi do Syn Ojca Swego, który wciąż się kłuci z Rewolucją)

-e… przepraszam, Pan będzie łaskaw spojrzeć w te stronę

(patrzy, a Morderca wyciąga palce dwa na kształt broni strzela)

-Pif, paf, kuzyn czeka!!

(Syn Ojca Swego umiera na miejscu i tak leży do końca)

Rewolucja:

-Dziękuję, mój oponent był bardzo zgryźliwy, jeszcze raz serdecznie dziękuję!

(wręcza mu wieniec laurowy)

Morderca:

-To może by tak, ten tego, a w dupie mam ten wieniec

(wyrzuca go),

-dalej buntujemy tu, buntujemy cholera.

Rewolucja:

-To może by tak, kto tu jest głównym bohaterem?

Duch Żony Bejker’a:

-Bejker jest tytułowym bohaterem, tak mam w scenopisie, no Bejker.

Rewolucja:

-Kto to?

Morderca:

-Dawać go tu, to będę bił.

Bejker:

-To ja, ale przepraszam, o co chodzi? Panowie w jakiej sprawie? Ja już dawno te pieniądze oddałem, ja…

Morderca:

-Jakie pieniądze? Co za pieniądze?

Bejker:

-Co? Ja? Nie?, ae o co chodzi?

Rewolucja:

-To pan tu dowodzi?

Bejker:

-Nie rozumiem?

Rewolucja:

-To Pan jest głównym bohaterem?

Bejker:

-Eech

Duch Żony Bejker’a:

-No ,,,,,,,,,, przyznaj się, Panowie mają plan.

Bejker:

-Tak, to chyba ja, co tam było napisane: “Uwiedzenie Bejkera itd. itp…”

Rewolucja:

-No, to widzi Pan my tu chcemy się dowiedzieć, a pan wygląda na zorientowanego.

Bejker:

-?

Rewolucja:

(naskakując)

-Kto pisze scenariusze?

Kto płaci zaliczki?

Kto to nagrywa?

a kto wystawia?

Kto Pana zatrudnił?

A kto kostium uszył?

no kto?? kto, kto?

Bejker:

-Nie wiem, nie, nie? wiem?

A może by tak spytać tych od poezji, oni chyba są wtajemniczeni.

Rewolucja:

-To pan nas rozumie, my chcemy tylko wyjaśnić, ale nie ma kogo pytać…

pan mówił, że jak się ta sztuka nazywa? “Uwiedzenie…” tak, pańskie uwiedzenie?

Bejker:

-no, ta? ale co to?…

Rewolucja:

(przerywając)

-i co uwiedli?

Bejker:

-no nie? ,,,,,,,,,, …

Rewolucja:

(przerywając)

-tak, dziękuję, może pan odejść. Hej ty

(zwracając się do Mordercy )

-i co dalej, nadal nie mamy winnego, ten się nie nadawał, za głupi czy co…, innego, musi być inny.

Morderca:

(tylko machinalnie wzruszyła ramionami)

-?

Duch Żony Bejker’a :

-To może ja.

Morderca:

-Ty suko, co wiesz, gadaj?

Duch Żony Bejker’a :

-A ty coś taki natarczywy, żona Ci odmówiła, głowa bolała, czy dzieci przeszkadzają, a może nie umie?

Morderca:

(płonął ale go te słowa zgasiły , robi się czerwony ze wstydu i przechodzi na stronę komunistów próbuje płonąć pod Pałacem Stalina, ale go zgasiło wiec nie może )

Duch Żony Bejker’a:

-I tak ma być!!!

(do Rewolucji)

-Poeta.

Rewolucja:

-Co poeta? Co wierszem mi tu babo imputujesz?

Duch Żony:

-Poeta, to o niego musi tu chodzić, on wiedzieć musi, sama słyszałam, on mówił, on mówił jakby wszystko wiedział, a nie tak normalnie, jak ty czy ja.

A… ten, jak mu tam…Przyjaciel Poety?

Rewolucja:

-Który to?

(patrzy w tłum)

-Niech się ujawnią, Co strach obleciał? Który z was?

Poeta:

– (nie ma)

Przyjaciel Poety:

-To ja.

Rewolucjonista: (?)

-Co ja? Który ja? poeta, czy przyjaciel powyższego?

Rewolucja:

-Co do licha, kto mi imię zmienia?

GŁOS II:

-Ja:

AUTOR,

TWÓRCA,

KAT,

I

KREATOR,

JA,

Przyjaciel Poety:

-Ja także chciałem coś powiedzieć. To ja miałem morał wygłosić dla Poety, ale, jak go nie ma to może wygłoszę ogółowi?

Ogół:

-A czy to ważne?

Przyjaciel Poety:

-Chyba tak,

Uczyłem się cały tydzień.

Ogół:

-A skoro tak, niechaj wygłasza :-))

Przyjaciel Poety ^_____^:

-Bo sztuka polega na tym: Aby być twórca a nie producentem, aby być twórca a nie konsumentem, nie można pisać nie znając słów, głucho, bez sensu, pusto bez przesłania. Pisząc można szukać, ale ostatecznie można znaleźć, co tam trzeba znaleźć,

Bo z tym, jak z obrazem: nie wolno kłaść koloru na niezagruntowana kartę, płótno czy ścianę, bo kolor zniknie, uleci, być przestanie, nie można, tak nie można. Bo książka jest jak masa, którą bynajmniej się nie ugniata, urabia, ale, którą trzeba ,,,,,,,,,,,, , samemu stworzyć, samemu kazać mówić, by mówiła co jej się każe, czego inni mają słuchać. Książka jest jak kula, która musi trafić w głowę. Sztuka jest jak narzucone totalitarne gówno, które musi tak śmierdzieć, tak wszystko co stworzone sensu nie może nie mieć, nie wolno tworzyć, bez sensu zresztą tak się nie da…

Głos:

-Dość!!!!

AKT III

Scena I

Głos:

-tu nie będzie scen,

tu nie będzie tak samo,

bo już jest inaczej.

Jam jest poetą

jam to utracił

jam to odzyskawszy

znów chciał gubić

(rozumiecie natchnienie)

Rewolucja:

-Ale jak to, wytłumacz nie rozumiem?

Poeta w Głosie ukryty:

-Bo to jest tak:

rewolucja miała być

tak?

śmierć miała być

tak?

zwycięstwo dobrych

tak?

Ogół:

-?

Poeta:

-co byście uczynili wbrew mnie, czy przeciwko mnie, to zawsze ja za wasze sznurki pociągam, tu ja jestem AUTOREM, KATEM, I KREATOREM, nie ma rzeczy, której byście nie zrobili bez mojej wiedzy, zgody czy interwencji.

Przyjaciel:

-Ale jak to? Po co te brednie o siostrach, ,,,,,,,,,,,,,, , mostach, czemu nie możesz swej miłości sam sobie spłodzić?

Poeta:

-Bo widzisz, za moje sznurki też ktoś ciągnie

Przyjaciel:

-Ale kto?

Poeta:

-Szalonych lalkarzy, takich jak ja może być wielu, wiec który?

Nie wiem.

Nie zawsze lalkarze się ukazują, a lalki mogą z nimi rozmawiać.

Przyjaciel:

-Pinokio, to tylko bajka dla dzieci.

Poeta:

-Wszyscy jesteśmy dziećmi, a od siebie dodam, że miłości trzeba szukać

to dzięki niej,

to dzięki niej

i dla niej

… może to ona “Ciągnie”…

                                                                                      KONIEC

podziel się!
pokaż
ukryj