WTOREK

Podniósłszy swe dłonie
co-najmniej na metr
Spojrzałem na niebo
Pochmurne, jak co dzień.

Myślałem, że jasność pochodzi od nieba,
a okazawszy się, że mieszka na ziemi;
gdym to najmniej się tego spodziewał,
dotarłem do krańca, na którym są sny.


A teraz tu stoję, jak na początku
czyż słusznie skazano mnie, na to?
Zaemanować swą duszę zmuszony,
nic nie wskórawszy (i dziwne to słowo),
do teraz tu stoję, tak od początku…

Podniósłszy swe dłonie…
spojrzawszy na niebo…



3.10.2000 AD 

Łódź

podziel się!
pokaż
ukryj